Komentarze: 0
Jako mieszkaniec Krakowa winienem niemal z mlekiem matki wyssać niechęć do wszystkiego, co związane jest z naszą stolicą. W jakiś sposób tak jest, nie przepadam za stołecznym miastem, niemniej przynajmniej na niwie sportowej od jakiegoś czasu nie ukrywam, że trochę zazdroszczę jej mieszkańcom, że jako jedyni w tym kraju mają sposobność oglądania drużyny piłkarskiej na niezłym europejskim poziomie.
Oglądając wczorajszy mecz Legii z Ajaxem początkowo myślalem, że wszystko wróciło do normy, czyli klasycznej polskiej schizofrenii, wypełnionej wiecznym strachem, kompleksem i bojaźliwością przed magiczną, niezwyciężoną armadą złozoną z nadludzi, jak powszechnie odbierane sa przez przywiślańskich futbolistów ekipy z zachodniej części kontynentu. Po 15 minutach rozbolała mnie głowa, po pół godzinie chciałem przełączyć na inny kanał, wreszcie pod ostatnim gwizdku, znamionującym koniec pierwszej połowy, typowo po polsku, a jakże pomyślałem wszystko pozamiatane, polska piłka to tragedia, skończy sie na 3-0.
Druga połowa to pokaz kawałka bardzo dobrej piłki ze strony legionistów. Nie chce, ale muszę - jak mawiał klasyk - przyznać, że w chwili obecnej Legia to jedyna drużyna ligowa, którą nie jest wstyd pokazać europejskiej publiczności. Legia awansowała chyba już na dłużej do grona europejskiej piłkarskiej klasy niższej średniej. Co prawda Ajax to już nie ta firma z czasow Van Gaal'a z połowy lat 90-tych, kiedy sięgał po Ligę Mistrzów, niemniej to ciągle marka uznana i powschechnie ceniona. Na tle Ajax Legia nie tylko nie odstawała, ale bylo drużyną lepiej zorganizowaną i co mnie zdumiało najbardziej lepiej przygotowaną fizycznie i kondycyjnie. To wydarzenie bez precedensu, gdyż odkąd pamiętam polskie drużyny już po 60 minutach "umierają" na boisku, tworzą się słynne dziury między poszczególnymi formacjami, obrońcy spoźniają sie z interwencjami bo słaniają się już na nogach. Tym razem było normalnie, ze tak powiem po "europejsku".
To nie jest przypadek. Od początku tego sezonu, pod batutą trenera Berga Legia sie rozwija, jest konsekwetna, nabrała wszelkich przymiotów, pozwalających jej przezwycieżyć naszą slawetną schizofrenie. Nie podoba mi się to bardzo, a moją frustrację i gniew napędza świadomość, że z każdym miesiącem odległość między legią a krakowską piłką rośnie w zastraszającym tempie i nic nie wskazuje, że w najbliższym czasie się to zmieni. Za swojego już średniego życia miałem okazję ośmiokrotnie przeżywać radość z zdobycia przez moją drużyne mistrzostwa polski. Coraz cześciej dochodzę do wniosku, że już wiecej może nie byc mi to dane. To smutne, wkurzające, irytujące. Najgorsza jest bezsilność.
Jestem ciekaw innych opinii od kibiców, fanów czy też bezstronnych obserwatorów piłkarskich co sądzicie o tej rosnącej dysproporcji między legią a resztą drużych w kraju?